Rano chcemy zmienić hotel, więc odwiedzamy kilka pobliskich i staramy się coś wybrać. Nie jest to łatwe, bo ze względu na bliskość Copacabany ceny są dosyć wysokie. Ciekawostka: najtaniej jest rezerwować przez booking.com a ceny, które podaje recepcja są nawet do 50% wyższe. I jeszcze jedna: wszyscy równają ceny do góry, więc obskurny hostel może mieć wyjściową cenę zbliżoną do 4 gwiazdkowego hotelu z basenem na dachu. Znużeni targami lądujemy w końcu w takim hotelu i muszę przyznać, że jest to chyba nadroższy hotel w jakim nocowałem, 210 brazylijskich reali za noc. Pocieszający jest fakt, że w okolicy tańszy jest tylko hostel, w którym spaliśmy poprzednio.
Hotel nazywa się Atlantico Copacabana, jest tuż obok stacji metra Siquieira Campos i jakieś 5-10 minut spacerem od samej plaży.
Copacabana robi niesamowite wrażenie: długa, sżeroka, piękne widoki, słońce, duże fale, knajpki, plażowi sprzedawcy (nawet niezbyt upierdliwi). Pełen relaks... Po dużych trudach (znajomość angielskiego wśród tubylców jest śladowa) udaje nam się uzyskać informację jak dojechać do Pao de Acucar, czyli Głowy Cukru: autobus 511, przystanek niedaleko plaży i jesteśmy na dolnej stacji kolejki linowej. Wjazd (62R$) na górę, potem jeszcze wyżej i widzimy całą panoramę miasta. Widoki świetne, morze, skały i powciskane między nie zabudowania, zatoka, jachty, plaże. Zachodzi słońce, w mieście zapalają się światła, wyglądają jak lawa pomiędzy skałami... W końcu wracamy i oczywiście idziemy na promenadę...