Dzisiaj idziemy w lewo, czyli do Paje. Faktycznie, plaża jest tam dużo ładniejsza, bo brak alg, i dużo mniej wodorostów niż koło nas i w Jambiani. Rajskie widoki, bezkresna plaża i bardzo mało ludzi. Od czasu do czasu tylko jakiś beach boy albo Masajowie ze swoimi obnośnymi sklepikami. Przy Paje dobre warunki do uprawiania kite'a, ciepła i niezbyt głęboka woda, wiaterek. Obok plaży w Paje stragany z pamiątkami a dalej typowa tanzańska wioska pełna lepianek, jest też większy sklep. W każdym sklepiku z pamiątkami ten sam asortyment, takie same figurki i obrazy. Masajowie na plaży też sprzedają to samo, za to mówią, że to orygialne, masajskie.
Podczas odpływu idziemy też w głąb oceanu, ale bez klapek i nie kończy się to dobrze, kaleczymy sobie stopy o koralowce.
W Paje mamy już dobrych znajomych, jeden z nich, Kudłaty jest szczególnie pomocny. Organizuje nam nawet jedzenie z lokalnej kuchni (5k szylingów), takie jak wszyscy tu jedzą, czyli ryż z fasolą i specjalnym sosem - dobre. Poza tym wszystkich zna, wszystko może załatwić, itd.