Zamawiamy śniadanie (po 5CUC), ale nie żałujemy, jest sok, jajko, wędlina i ser, nawet niezła kawa. Zbieramy się na plażę, ale w telewizji słyszymy polski hymn, jest transmisja na żywo meczu Polska-Szwajcaria. Jakieś 3 godziny później po dogrywce i karnych zadowoleni ze zwycięstwa idziemy nad morze. Po drodze jakieś zakupy, dzisiaj jakby więcej rzeczy otwartych, nawet to wszystko trochę przyjaźniej wygląda, znajdujemy jakiś tańszy sklep (duża woda poniżej 1CUC, tutejsza Cola po 0,50, a piwo po 1CUC). A to wszystko w jedynym chyba centro commercial w Varadero przy calle 46. Jakieś mojito (2CUC) po drodze na plażę, potem się wylegujemy, ach ta szmaragdowa woda... Na plaży dużo ludzi, całe rodziny, może dlatego, że sobota, ciekawe, gdzie oni wszyscy śpią. Zaleta jest taka, że nikt nie zaczepia, nie chce nic sprzedać, wcisnąć, itd. Na kolację jemy pescado con arroz blanco (ryba z białym ryżem), na deser Flan. Do tego mojito i Cuba Libre. Wszystko dobre i nawet niezbyt drogie, płacimy jakieś 12CUC.
Idziemy na dworzec kupić bilety do Trinidadu, ale kasa zamknięta... Jakiś koleś proponuje nam taxi colectivo do Trinidadu, jedzie 3h zamiast 6,5h, kosztuje 30CUC zamiast 20CUC. Musimy się zastanowić, póki co idziemy na plażę oglądać zachód słońca.
Przemyśleliśmy sprawę i chcemy taxi, koleś pokazał gdzie mieszka i podał imię, więc jakoś go znajdujemy. Ale okazuje się, że taxi wyjeżdża o 14-ej, więc w Trinidadzie będziemy o 17-ej, zostajemy przy busie...