Zamówiliśmy wczesne śniadanie (6:40) i szybciutko na dworzec autobusowy, dobrze, że to tylko 200m, kupujemy bilety (20CUC od osoby) i do autokaru. Jest pełny, zajmujemy dwa ostatnie fotele, w dwóch różnych miejscach. Trochę się przeluźnia po Santa Clara, mieście, w którym urodził się Che Guevara. W busie nawet było jeszcze kilka osób z Polski. Krótki przystanek w Cienfuegos i punktualnie, zgodnie z rozkładem jesteśmy w Trynidadzie. Zaraz na dworcu zagaduje do nas jakaś czarna kobita i prowadzi nas ze 100m do casa particular. Generalnie ok, za 25CUC mamy pokój z łazienką, tarasem, klimą i śniadaniem.
Trynidad to małe, urokliwe miasteczko, trochę mocno nastawione na turystów, ale dające posmak jak wygląda prawdziwa Kuba. Stare domy w stylu kolonialnym, wysoko sklepione sufity, kolorowe drzwi, brukowane i dosyć nierówne ulice. Całość starego miasta można zejść dosyć szybko, jest sporo knajpek i sklepików, głównie z rękodziełem. Mamy szczęście bo od wczoraj w mieście trwa karnawał i ulicami cały czas w jedną i drugą stronę pędzą jeźdźcy na koniach. Bruk jest nierówny, konie się ślizgają, nie wygląda to najlepiej, jeden się nawet przewrócił koło nas, ale obyło się bez ofiar. Na koniach jeżdżą nawet dzieci i to często bez siodeł, tylko na jakimś pledzie.
Słońce pali niemiłosiernie, jest prawie w zenicie, nie ma się gdzie przed nim schować. Ale do czasu, ni z tego, ni z owego zaczyna padać i to mocno. Chowamy się pod daszkiem, ale sympatyczny gospodarz zaprasza nas do środka, gdzie wygodnie rozkładamy się na bujanych fotelach, gapimy się w rozkręcony telewizor i próbujemy nawiązać jakąś rozmowę.
Po deszczu środkiem ulicy płynie woda i wszystko jest mokre, ale jakoś nie przeszkadza to jeźdźcom, za to koniom pewnie tak. Śmigają w jedną i drugą stronę, często w jednym ręku trzymając piwo (Crystal), co przy tym podłożu wygląda dosyć karkołomnie.
Na coś kubańskiego do jedzenia słabe szanse, więc jemy pizzę do tego ryż z jakąś sałatką. Kelner katuje mnie swoim szybkim hiszpańskim, wiem, że był nauczycielem w szkole i zarabiał 8CUC a pizza kosztuje 3 i jak tu żyć? Że nie ma szans wyjechać zagranicę, itd. Itp. Od jego szybkiej gadki prawie boli mnie głowa...