Ruszamy, przejeżdżamy przez Tanę (całkiem słusznie skrócona nazwa), wszędzie stragany, kto to wszystko kupuje? W mieście tego aż tak bardzo nie widać, ale poza już tak - biednie tu bardzo. Chatki z gliny, malutkie, bez ładu i składu, często bez prądu, kryte jakąś strzechą, brudne dzieci na bosaka, masakra jakaś...
I oczywiście straszne korki, wyruszamy o 15:00, mieliśmy jechać 3,5h do Antisirabe a droga zajmuje nam ponad 5h. A kierowca naprawdę się stara, tylko najpierw korki, potem dziurawe drogi i ruch spory. Po drodze zatrzymujemy się na jakiegoś ananasa, koszt 1500 tutejszej waluty, czyli 1,6zl a ananasy pycha.
Hotel Green Park nawet nie najgorszy, faktycznie jakby w parku, mocno słychać cykady albo jakieś inne.
Obok restauracja, jakby trochę luksusowa. Najadamy się po bandzie, owoce morza, krewetki, kalmary, lody, alkohol własnej roboty, nie mylić z bimbrem jakimś, za wszystko płacimy jakieś 60zł...
Po 36 godzinach w podróży dobrze zjeść coś lepszego niż buły.