Wczesna pobudka, śniadanie udało się przełożyć na 7:00, jemy, dziesięć minut spaceru, trochę czekamy, na prom i punktualnie o 8:00 odbijamy. Piętnaście minut i jesteśmy na Praslin, tu kolejka, przesiadka i o 9:00 płyniemy na Mahe. Teraz trochę dłużej, bo godzinka, wysiadamy w porcie na Mahe.
Hotel na drugiej stronie wyspy, przy podobno ładnej plaży Beau Vallon zarezerwowałem prze booking, koszt: 87€, ale bez śniadania. Hotel zorganizował też transport za 200 rupii. Zawsze to miłe, jak ktoś czeka z kartką z twoim nazwiskiem.
Na mapie wyglądał daleko, ale po piętnastu minutach jesteśmy na miejscu. Hotel a w zasadzie apartamenty ze sto metrów od plaży i bardzo obszerne, dwie łazienki, w całości wyposażona kuchnia, salon, taras. Fajnie.
Plaża, sklep, obiad w pizzerni Baobab, znowu plaża.
Wieczorem chcemy pojechać do stolicy wyspy - Victoria, idziemy na przystanek. Autobus teoretycznie jeździ co 20 minut, ale już tradycyjnie czekamy ponad 40. W końcu jest, na górę pośrodku wyspy, potem w dół i wysiadamy. Tu rozczarowanie - wszystko zamknięte a ostatni autobus powrotny mamy za pół godziny, o 20:00, nawet nic nie jemy, bo nie ma gdzie, jakieś zakupy w spożywczym i szukamy przystanku. Miasto raczej niewielkie, podobno ma 20.000 mieszkańców, to najmniejsza stolica świata. Generalnie słabiutko, jeśli chodzi o atrakcje, to malutki Big Ben na jakimś placyku, hinduska świątynia i targ czynny do 16-ej. I to by było na tyle. Na przystanku jesteśmy przed 20-tą i oczywiście czekamy i czekamy. Ale chociaż raz uśmiechnęło się do nas szczęście: zatrzymał się jakiś koleś i nas podwiózł pod sam hotelik.