Dzisiaj ostatni dzień w HK, o 22:10 rozpoczynamy powrót do Warszawy, zaczynamy od Bangkoku, gdzie mamy prawie dobowy stopover.
Na cały dzień mam dosyć intensywny plan, zobaczymy, czy się uda.
Najpierw jedziemy na lotnisko (tradycyjnie autobus E21 za 14 HK$ od osoby), żeby zostawić bagaże. Rozważałem też tzw. In-town check in, czyli fajną opcję zaczekowania się na jednej z dwóch stacji metra, ale byłoby to zbyt skompikowane. Na lotnisku jesteśmy ok. 15-ej i niestety nie wychodzi nic z zaczekowania siębo jest jeszcze za wcześnie. Pozostaje nam przechowalnia bagażu, a jest to dosyć droga impreza (10 HK$ za godzinę za 1 sztukę bagażu). Z wolnymi rękami wskakujemy do busa S1 i jedziemy na stację metra Tung Chung, koszt 3,5 HK$ i jazda trwa ok. 10 minut. Tam szybciutko do kolejki linowej, która zawozi nas na szczyt Ngong Ping. Po drodze niezłe widoki na całą wyspę Lantau i lotnisko. Na szczycie oglądamy tzw. Big Buddę (Tian Tan Budda), największego na świecie siedzącego Buddę. Posąg jest na małym wzniesieniu i prezentuje się całkiem okazale. Potem wpadamy do Po Lin Monastery i już trzeba się zwijać na dół, bo ostatni transport z powrotem jest o 18:30. A jak przyjechaliśmy to do powrotu była ogrooooomna kolejka i niestety zbytnio się nie zmniejszyła - czekamy prawie godzinę. Cóż, na dole jesteśmy jakoś przed 19-tą. I mały deserek: wizyta w centrum handlowym z outletami, które jest przy stacji Tung Chung. I muszę przyznać, że ta wizyta była całkiem udana. To wszystko w mocnym pośpiechu, bo chcemy zdążyć na lotnisko przed naliczeniem kolejnej godziny. I to się jakoś udaje.
Nie wspomniałem o jeszcze jednej atrakcji: Emirates miało jakiś problem i zostaliśmy 'zupgrejdowani', czyli lot do Bangkoku spędzimy w klasie biznes:)
I to było naprawdę miłe, szkoda tylko, że lot trwał tak krótko...