Lotnisko w Maladze jest dobrze skomunikowane z centrum miasta; są pociągi i autobusy, niestety po północy zostają tylko taksówki. Za 20€ zostajemy dowiezieni do hostelu, bodajże Malaga Backpackers, pod adres, który wygrzebałem podczas lotu. Całe szczęście są wolne miejsca, ale cena przy okienku pozostaje taka sama jak w booking.com. Cóż... Dobrze chociaż, że możemy zostawić bagaże, bo na wypad do Sewilli przepakowujemy się w jeden plecaczek.
Kilka godzin snu, pobudka o 6:30, nie możemy się wygrzebać i potem biegiem na stację kolejową Malaga Maria Zambrano. Jest po siódmej rano, ulice wyludnione, wszystko pozamykane, a my bez śniadania. Na dworzec wpadamy 10 minut przed odjazdem, kupujemy bilety do Sewilli (po ok. 19€ od osoby w jedną stronę), ale ja koniecznie chcę kupić coś do jedzenia. Otwarte jest jedynie Dunkin Donuts i obsługa jest tak skutecznie powolna, że o mały włos a uciekłby nam pociąg. Lecimy kłusem przez hol, wpadamy do wagonu i dosłownie po pięciu sekundach odjazd. Naprawdę mieliśmy farta:)
Pociąg bardzo kulturalny, prawie pusty, po ok. 2,5h dojeżdżamy do Sewilli. Wysiadamy na stacji San Bernardo (konduktor na pytanie: Sewilla center? odpowiada: si, si) i zaczynamy szukać hotelu.
Wg booking najtańszy wolny kosztował 70€, pewnie dlatego, że dzisiaj wolne...
Znajdujemy coś za 30€ (Santa Maria La Blanca) w świetnej lokkalizacji. Chwila odpoczynku i uzbrojeni w hotelową mapę z atrakcjami wyruszamy na miasto.
Do wieczora schodzimy całą Sewillę na piechotę, największe wrażenie zrobił na nas Plac de Espana z ogromnym, monumentalnym budynkiem, chyba przeznaczonym na jakies państwowe instytucje, katedra i przerobiony na centrum handlowe dworzec kolejowy. Generalnie miasto jest pełne turystów, w dużej części hiszpańskich (wolny dzień), dużo zieleni i urokliwe kamieniczki. Po 21-j, jak już już nie ma słońca ulice zapełniają się ludźmi, ciężko znaleźć miejsce w jakiejś knajpce. Ceny: zestaw pięciu tapasów- 10€, pyszne i spokojnie można się tym najeść, do tego lokalne, lodowate piwo za 1,5€.