Dzisiaj wielki dzień, czyli safari. Nie jest to co prawda Serengeti, ale zobaczymy... Droga dojazdowa do parku narodowego Mikumi to przelotowa trasa, którą jeździ dużo TIRów, itd. Przejeżdżające auta nie przeszkadzają pasącym się przy szosie zebrom i antylopom afrykańskim (impalom). Nikt na nie nie zwraca uwagi a dla nas to niezła sensacja. Potem jest jeszcze lepiej, widzimy żyrafy, które majestatycznie przechodzą przez jezdnię, co za widok! Nagle nasz kierowca się zatrzymuje i nawet nie próbuje ukryć podniecenia: lwy, lwy! Faktycznie, jakieś 100-150m od szosy na wzgórku siedzi grupa sześciu lwic i obserwują stadko zebr i antylop. Po jakimś czasie zaczynają się przemieszczać i w końcu królewskim, władczym krokiem, bez pośpiechu przechodzą niedaleko nas przez jezdnię. To było niesamowite, nie tylko dla nas, nawet tubylcy robią zdjęcia, o białasach nie wspominając:) W każdym kroku lwa jest jakaś moc, od razu widać kto tu rządzi. Jak powiedział przewodnik lwice są na polowaniu, ale czekają na dogodny moment, bo i zebry i antylopy są od nich dużo szybsze, poza tym mocno płochliwe. Zanim wjeżdżamy do parku widzimy jeszcze afrykańskiego bawoła i stadko słoni. Nieźle się zaczyna.
Trochę formalności przy wjeździe (nasz opiekun płaci za wszystko 21k szylingów, czyli jakieś 120$) i przekraczamy bramę. W parku spędziliśmy jakieś 8h, widzieliśmy mnóstwo zwierząt: duże stada zebr i antylop, słonie, krokodyle, hipopotamy, żyrafy, bawoły, kilka rodzajów małp, ale ani śladu drapieżników. Park to ogromna przestrzeń kilku tysięcy km kwadratowych, gdzie zwierzęta żyją w swoim naturalnym środowisku, bez ingerencji człowieka. Na terenie parku można za dodatkową opłatą rozbić obozowisko i wtedy przydzielają strażnika, który pilnuje, żeby nikt nikogo nie zjadł:)
Na safari bardzo nam się podoba, najwięcej roboty ma nasz kierowca, nie dość, że musi prowadzić auto, to jeszcze cały czas wypatruje dla nas jakichś atrakcyjnych zwierzaków. Pogoda mocno zmienna, słońce, pada, pochmurnie, kilka razy w biegu składamy dach, bo tak normalnie to jeździmy z podniesionym.
Na kamp wracamy wieczorem pod wrażeniem tego wszystkiego, co widzieliśmy.