Śniadanie spoko, ok. 9:00 podjeżdża taxi colectivo, stary przerobiony na 7osobowy chyba Chevrolet. Licznik oczywiście nie działa.
Wjeżdżamy do Habany, korki, hałas i spaliny i zaczynamy doceniać uroki Viñales. Wysiadamy pod Capitolem i idziemy do naszej kasy, mamy tam większość rzeczy a właściciel był tak miły, że zostawił nam klucze.
Habana Vieja a potem robimy sobie baaaardzo długi spacer; najpierw do Plaza de la Revolucion a potem na Malecon tylko od drugiej strony i z powrotem pod Capitol, w sumie pewnie jakieś kilkanaście km. Plaza de la Revolucion jest z dupy, wielki wybetonowany plac z monumentem Jose Marti i wizerunkami dwóch bohaterów rewolucji na ścianach budynków. Jeden to oczywiście Che Guevara a drugi to chyba Fidel, ciężko stwierdzić, bo mi bardziej przypomina jakiegoś szacha w turbanie. Do Plaza idziemy przez jakąś biedniejszą ulicę, w ogóle nie ma tu białych, dosyć brudno i śmierdzi. Ale nikt od nas nic nie chce:)
Do Maleconu prowadzi podobne paseo jak to od Capitolu, ale dużo uboższe, betonowe i w ogóle. Za to po obu stronach same wille i to ogródkami.
Nieźle zmęczeni i padnięci dochodzimy do domu.