Rano lecę do banku, żeby wymienić trochę i imperialistycznej waluty na jedynie słuszne kubańskie CUC. Bank, ale jakiś dziwny, chcą ode mnie adres, potem mówią, że nie mogę zamienić CUC na pesos cubanos. Hmmm, a to ostatnio stał się dla nas podstawowy środek płatniczy...
Gospodarz zaoferował się, że pomoże nam w zakupach, prowadzi nas w jakieś zaułki kupujemy cygara, rum i papierosy, za wszystko płacimy w pesos cubanos i to nieduże kwoty. Cygara nie są co prawda Cohiba ani MonteCristo, ale też może dadzą radę.
Potem prowadzi nas do taksówki i za 2CUC od głowy jedziemy do Platas De Este (jakieś 20km, 25-30min jazdy). To najbliższe i podobno najładniejsze plaże w pobliżu Habany. Faktycznie, jest ładnie, szmaragdowa woda, piasek, wszystko jak trzeba, tylko większość plażujących to lokalni a im nie zawsze chce się ruszyć i wrzucić coś do śmietnika, skoro można w piach. Więc śmieci więcej, może też dlatego, że śmietników dużo mniej niż w Varadero. Za to ceny na okolicznych straganach dla tubylców: ryż z warzywami i jakimś mięskiem po 15 pesos cubanos a pyszne chipsy za dyszkę. Tylko usiąśč nie ma gdzie, sztućców też nie dają:)
Zmęczeni słońcem wracamy do Habany, tym razem za 5CUC (ale słyszałem też cenę 15CUC). Szwendamy się po Habana Vieja, jakieś pamiątki, mojito, Bodeguita del Medio (to tu podobno wynaleziono mojito i serwują go od 1942roku). Im ciemniej, tym coraz mniej turystów, skupiają się w kilku knajpach. W starej Habanie jest też kilka ekskluzywnych hoteli, mocno się wyróżniających pośród ogólnie zaniedbanych i walących się kamienic.