Pobudka o 1:30, gorąca herbata, kilka herbatników i o 2:20 finalnie wyruszamy na szczyt. Na początku jest nawet przyjemnie, chociaż ciemno, ja nie mam czołówki, ale jakoś sobie radę. Na szczyt idą wszyscy mieszkańcy namiotów rozłożonych na Rimie, i jest tego z kilkadziesiąt osób. Droga na szczyt według przewodnika powinna zająć trzy godziny, ale nam zajmuje cztery. Pod koniec jest naprawdę ciężko: idziemy po żwirze i kamieniach, nogi grzęzną i ciągle się obsuwają. Nie mówiąc już o kącie nachylenia. Pomału wstaje dzień i równo ze wschodem słońca nieziemskom zmęczeni stajemy na szczycie. Jest tu już trochę, cieszą się, że weszli, pstrykają zdjęcia, widoki są naprawdę oszałamiające. To w końcu 3726 metrów. Sesja zdjęciowa i schodzimy. Wydawało się, że będzie łatwo, ale nic bardziej mylnego: droga z powrotem zajęła trzy godziny i naprawdę pomysł trekkingu był przeze mnie przeklęty wiele razy. Najpierw ten feralny żwir, w którym aż po kostki grzęzną nogi, potem niby cieńsza warstwa, ale za to łatwo się poślizgnąć, ja osobiście leżę kilka razy. W sumie po siedmiu godzinach takich rozkoszy, mam naprawdę dość, cały w kurzu, buty pełne kamyczków, ledwo przełykam śniadanie i natychmiast zasypiam.
Ale to nie koniec na dzisiaj, gratuluję osobie, która wymyśliła ten program, czeka nas jeszcze dwugodzinne zejście do gorących źródeł a potem jeszcze 2,5 podejścia do Crater Rim Senaru. Czyli w sumie wg programu 10,5 godziny chodzenia po górach, ale po żadnej płaskiej powierzchni, tylko ostro w górę albo w dół, po kamieniach, żwirze, itd.
Więc po godzinie odpoczynku porterzy zwijają nasz mały obóz i ruszamy. Pytam przewodnika, jaka będzie droga, a on jak matra powtarza 'easy, easy', pewnie dlatego, że ma ograniczany zasób słów i nie zna słowa 'difficult'. Jednak droga nie jest łatwa, co prawda w dół, ale w dużej części po kamieniach i wysokie przewyższenia. Ale faktycznie zajmuje nam 2,5h, około 14:30 jesteśmy nad jeziorem. Zeszliśmy tylko z porterami, nasz przewodnik idzie z parą Chińczyków, bo Chinka idzie baaaardzo powoli, do jeziora dochodzą jakąś godzinę po nas. I niespodzianka: przewodnik mówi, że tu zanocujemy i odpuścimy wspinaczkę na Senaru Rim (kolejne 3 godziny), bo Chinka już nie da rady. Nie mamy z tym problemu, tylko to oznacza, że jutro mamy 3h pod górę a potem jeszcze 5h w dół. A my musimy zdążyć na ostatnią łódkę z Lombok na Gili Air, która jest o 17:00.
Obok jeziora jest wodospad i gorące źródła i nawet gorące jeziorko, ale niestety teraz jest zimne ze względu na wysoki poziom wody w jeziorze, która go ochładza. Zmywamy z siebie kurz w gorącym źródle, kolacja i spać, w śpiworach o 20:00.
Podsumowując drugi dzień trekkingu: 9,5 godziny na nogach, zaczeliśmy na wysokości 2.639m (Crater Sembalun), potem 3.726m (szczyt Rinjani), powrót na 2.639m i zejście na 2.000m nad jezioro i gorące źródła.