Pobudka totalnie bladym świtem, o 3:45, wyjeżdżamy trochę po 4-ej, samolot do Kuala Lumpur o 7:00. Transport biorę z hotelu, na lotnisko około godzina drogi, oczywiście drogo strasznie (250k), ale nie jestem w stanie zamówić taksówki w inny sposób. Lotnisko spore i ładne, w przeciwieństwie do Pekinu można sobie samemu wydrukować boarding pass.
Kilka godzin i jesteśmy w Kuala Lumpur. W sumie jedna noc, ale kolejny lot dopiero jutro wieczorem. Rozważałem hotel blisko lotniska, ale jest dobrze skomunikowane i godziny wylotu rozsądne, więc decydujemy się na centrum, hotel Sentral przy stacji Sentral. Można dojechać szybką kolejką (30min, koszt 40 ringgit) albo busem (60min, koszt 12 ringgit). Bierzemy busa, popatrzymy trochę na miasto. Lotnisko połączone z centrum handlowym, ceny bardzo przystępne: dobra kawa latte kosztuje 8-10r, czyli jakieś 7-9zł. I tak powinno być, sprzedawanie kawy za 15zł, to zdzierstwo. Przelicznik ringgit na złotówki prosty: od ceny odejmuję 10% i mam PLN.
Stacja Sentral to chyba główny hub komunikacyjny Kuala Lumpur, więc lokalizacja świetna, dochodzą tu busy i szybka kolejka z lotniska, Klia Express, jest metro i pociągi. Aż trochę trudno się w tym połapać, ale wszystko oznaczone i łatwo można się dogadać po angielsku. Stacja otoczona kilkupiętrowym centrum handlowym a hotel jakieś 200m od stacji.
Zostawiamy rzeczy, jemy obok w hinduskiej garkuchni (masala tea za 2zł, czyli jakieś pięć-sześć razy taniej niż w Polsce) i idziemy piechotą, żeby trochę obejrzeć miasto, do Petronas Towers, wg Google, jakaś godzina. Nastawienie było pozytywne, ale czar szybko pryska: szerokie ulice, wąskie chodniki, brak przejść, wszędzie coś kopią, pozagradzane, przejść nie można. Klimat jak na miasto - masakryczny, słońce czasami, ale lepkie, wilgotne powietrze, pewnie też dużo spalin. Do tego, nie wiem, czy dlatego, że idziemy przez jakieś zakazane dzielnice, ale ludzie patrzą na nas jakoś dziwnie i raczej nie są to zbyt przyjazne spojrzenia. Dramatyczna różnica w stosunku do Indonezji. Zabudowa różnorodna, są nowoczesne biurowce i apartamentowce, jest również niska zabudowa, ale generalnie nieład.
Symbol KL - Petronas Towers to jeden z najwyższych budynków świata, z bliska też wygląda nieźle. Na dolnych poziomach znowu centrum handlowe, dużo niezłych marek, ale jest też trochę dla normalnych zjadaczy chleba. Ludzi sporo, nawet my coś tam kupujemy. Wracamy metrem, zaledwie kilka stacji, w środku dobrze oznaczone, tylko ludzie strasznie się pchają, wysiąść trudno, podobnie zresztą, jak w Pekinie. Do kultury Singapuru, Tokio czy nawet Hong Kongu dużo im brakuje.