Pobudka wcześnie rano, śniadanie i check out o 8:00, potem transfer na lotnisko i samolot do Hong Kongu o 10:05. Lotnisko oczywiście na wypasie, duże przestronne, pełne sklepów i ludzi. Lot trwa ok. 7h, tym razem jest to Boening (poprzednio Airbus). Lot minął nawet szybko: posiłek, film, posiłek, film.
Lotnisko w Hong Kongu równie duże i zatłoczone, ale wszystko dobrze zorganizowane, więc sprawnie idzie. Co ciekawe; w jednym miejscu stoją ludzie z Healthy Check i wyłapują z tłumu osoby, które wydają im się chore czy coś. Nam się udaje, ale łapią jakąś dziewczynę obok, oglądają ją dokładniej i nawet każą zdjąć czapkę... W końcu puszczają ją wolno...
Długa kolejka do sprawdzenia paszportów, potem szybko na zewnątrz i wsiadamy do autobusu A21 (33 HK$ od osoby). Do miejsca przeznaczenia (dzielnica Mong Kok) docieramy po ok. 45 minutach, wysiadamy i to, co od razu rzuca sie w oczy, to masa ludzi naokoło. Przedzieramy się przez tłum z walizkami i w końcu znajdujemy hotel, który przezornie zarerwowałem przez booking.com (500 HK$=33 USD za noc). Standard oczywiście nie jest najwyższy, ale potem najwyżej znajdziemy coś innego.
Zostawiamy bagaże i szybko na miasto; generalnie strasznie dużo ludzi i niezły bałagan. Obrazowo wygląda to jak połączenie Tokio (neony, sklepy, ludzie) z miastami Bliskiego Wschodu (dużo śmieci, gwar, stragany). Próbujemy oczywiście jedzenia na ulicy, za jakies 15 HK$ mozna kupić jakieś smażone morskie przysmaki na patykach. Idziemy też na Nathan Road (główna ulica sądząc po mapie), ale w końcu dopada nas zmęczenie i wracamy do hotelu. Ruch ludzki wcale nie maleje...
Oczywiście jet lag nie daje nam spać i mantykujemy do ok. 3-iej w nocy...