Zrywamy się nietypowo wcześnie, małe śniadanie, szybkim krokiem do Nowej Bramy, gdzie przy City Hall wsiadamy w tramwaj. Pięć przystanków i jesteśmy na dworcu autobusowym. Ledwo zdążyliśmy, ale się udało i siedzimy w autobusie, który jedzie nad Morze Martwe (koszt ok. 40 szekli od głowy w jedną stronę). Po około godzinie wysiadamy w Ein Gedi, na tzw. plaży publicznej. Większość ludzi pojechała do Ein Bokek, ale to 80 km dalej, a my chcemy jeszcze dzisiaj wrócić do Tel Avivu.
Na terenie dosyć pusto, jakieś przebieralnie, kilka ławek i parasoli. Zejście nad morze strome i niewygodne, sama plaża z niezłym spadkiem i cala w kamieniach. O rozłożeniu ręcznika (którego nawet nie mamy) można tylko pomarzyć. Za to woda bardzo przejrzysta i nawet ciepła o oleistej konsystencji. Taplamy się w niej dłuższą chwile i potem zmywamy sól pod prysznicami.
Generalnie nie ma tu nic do roboty, jedyną atrakcją poza morzem jest prażące słońce, wiec pomału zbieramy się z powrotem.