Od rana rozpaczliwie podejmujemy znaleźć jakieś wyjście z sytuacji, ale słabo to wygląda; Iberia mówi, że lot nam przepadł, poza tym nie mają miejsc na następne loty. Oczywiście dodzwonienie się do nich graniczy z cudem, próbujemy pod różne numery, a żeby ktoś mówił po angielsku, to już zupełnie inna sprawa. Cała szczęście pomaga nam nasza nowa koleżanka, ale jak wspomniałem wcześniej, wieści nie są dobre. Piszę nawet do Iberii na FB, ale tu po jakimś czasie również odsyłają mnie do biura obsługi w Brazylii. Nie wygląda to najlepiej, patrzymy po innych liniach, ale najtańsze loty do Europy to 600€ od osoby, etiopskimi liniami z przesiadkami i długim postojem w jakimś afrykańskim mieście. Najfajniej wyglądają Emirates: jedna przesiadka w Dubaju a potem lot do Warszawy. Za to koszt dramatyczny: 790€. Zrezygnowani jedziemy na lotnisko z nikłą nadzieją, że coś załatwimy w Iberii. Tym razem z dużym wyprzedzeniem, jesteśmy na lotnisku trochę po 15-ej. Okienko otwarte, ale spora kolejka. Nasza koleżanka z Argentyny była wcześniej i nic nie załatwiła: każą jej dopłacać do następnego lotu jakieś 1000€. Zupełnie bez sensu.
W końcu dochodzimy do okienka, bajeruję pana, jak mogę najlepiej, że turyści, że piękny kraj, że musimy wracać, że samolot nam uciekł przez ten okropny strajk, że nie wiemy co zrobić, że jest naszą ostatnią szansą, itd. itp. Chyba zdobywam jego sympatię, uśmiecha się i coś tam stuka w klawiaturę. W końcu mówi, że ok, musimy pokryć jakieś koszty manipulacyjne i możemy dzisiaj polecieć Iberią do Madrytu. Nie wierzymy własnym uszom, dopłata jakaś jest, ale biorąc pod uwagę poprzednie opcje - stosunkowo nieduża. Ważne, że możemy wrócić do Europy:)
W międzyczasie (Internet ciągnę z telefonu - to chyba będzie kosztowało...) przebukowuję nasz jutrzejszy lot powrotny z Paryża do Warszawy, bo juz na niego nie zdążymy. Opłata za zmianę biletu w Wizzair jest porównywalna z zakupem nowego biletu, ale i tak wychodzi taniej...
Szybka odprawa i w końcu siedzimy w samolocie; tym razem jest nowoczesny, zupełnie inne fotele i telewizorki:)
Żegnamy Brazylię...