Rano znowu plaża, bo podobno w Polsce zimno, pakowanie i żegnamy się z naszym miłym hostelem. Reasumując, było to najprzyjemniejsze miejsce, w jakim spaliśmy w Brazylii.
W międzyczasie właścicielka powiedziała nam, że w Brazylii jest jakiś strajk/protest i może być problem z dostaniem się na lotnisko, ale ponieważ widzieliśmy te autobusy jeżdżące ulicą przy plaży - zakładamy, że to jakieś przejściowe. Zakładamy optymistycznie, że w ciągu godziny dotrzemy na lotnisko i wtedy będziemy tam ok. 1:15 przed odlotem. Busa jednak nie ma - więc dla bezpieczeństwa łapiemy taksówkę. Całkowicie wyluzowani - do odlotu mamy jeszcze jakieś 2:30. Jedziemy, ale jakoś tak powoli, korki są straszne, ale jeszcze nie widzimy problemu. Czas jednak mija a do lotniska daleko - w Rio jeden wielki korek, na trasie szybkiego ruchu do lotniska również. Jakoś dogadujemy się z kierowcą, o której mamy odlot i on robi wszystko, żeby jechać szybciej; trąbi, zmienia pasy. Cóż, nie zmienia to faktu, że na lotnisko wpadamy jakieś 45 minut przed odlotem a pani w Iberii właśnie zamyka okienko i z uroczym uśmiechem mówi, że odprawa jest zakończona. Protestuję, ale bezskutecznie, dostaję tylko numer telefonu Iberii, z którym mogę się skontaktować... Masakra! Nie jesteśmy jedyni, obok stoi garstka osób, które mają ten sam problem, okazało się, że strajk zdezorganizował cały ruch w Rio, dojazd autobusem z centrum trwał grubo ponad dwie godziny (w normalnych warunkach 45min). Dogadujemy się z miłą dziewczyną z Argentyny i razem próbujemy rozwiązać nasz problem: dzwonimy na numer Iberii - nie można się dodzwonić, w końcu mówią, żeby rozmawiać z ich agentem na lotnisku. Tylko, że okienko jest czynne przez 3h dziennie i otworzą je dopiero jutro o 15:00 a Iberia obsługuje tylko jeden lot dziennie, właśnie ten nasz, o 18:45 do Madrytu. Rozmawiamy też z innymi liniami (Lufthansa, British Airways, TAP, TAM), ale jedyne co nam oferują, to bilet do Europy za około 1000€ i więcej. Sugerują zakup on-line. Cała ta zabawa trwa do jakiejś 22-iej, więc w końcu bierzemy taxi i razem z kobietą z Argentyny jedziemy do hotelu. W kafejce internetowej wybieramy jakiś dobrze skomunikowany z lotniskiem za 150R$ (booking). Przyjeżdżamy tam taksówką, ale ewidentnie niesympatyczny recepcjonista upiera się przy cenie z cennika: 250R$. Zirytowani wychodzimy szukać czegoś innego, ale obok jest tylko motel z pokojami na godziny. W końcu ktoś nam użycza internetu i przez booking rezerwuję ten hotel za 150R$. Wracamy i w końcu możemy się położyć. To był dzień pełen wrażeń... Zobaczymy, co przyniesie dzień następny...