Jedziemy nawet szybko, tak się przynajmniej wydaje, chociaż nie wiadomo, bo nie działa licznik. Droga standardowo ma po jednym pasie w każdą stronę, z niewielkim poboczem, jest spory ruch TIRów przewożących jakieś ładunki i co jakiś czas któryś z nich stoi rozkraczony na poboczu. Do Dar docieramy ok. 14:00 i przez bitą godzinę przedzieramy się przez korki, żeby dotrzeć do promu. Generalnie byłem przekonany, że nie zdążymy, ale jakoś się udało; o 15:10 staję przed panem sprzedającym bilety w jakimś zapyziałym kantorku, z czekającymi na mnie przed drzwiami naganiaczami, którzy mnie tu przyprowadzili. Bilety tradycyjnie 35$ (cash only, no credit cards), pan dyskretnie próbuje mnie namówić na wyższą klasę za dopłatą 20k szylingów, potem nawet chce tylko 10kS. Powiedziałem, że z chcią bym skorzystał, ale jestem pusty po safari i zasugerowałem, żeby przyznał upgrade za darmo. O dziwo, zgodził się i wpisał na bilecie First Class. Przedział pierwszej klasy jest prawoe pusty, klimatyzowany, z dużymi oknami, wygodnymi fotelami i gniazdkami, gdzie w końcu możemy podładować telefony. Byłoby jeszcze wi-fi i mógłbym stamtąd nie wychodzić.