Po dwóch godzinach dobijamy do Stone Town. Przechodzimy kontrolę temperatury (ebola) i bagażu. Jakoś tu spokojniej niż na kontynencie i oczywiście świeci słońce. W terminalu jest darmowy Internet i na dodatek dosyć szybki, węc nadrabiamy zaległości. Zaraz pojawiają się jacyś chętni taksówkarze, więc na wszelki wypadek zbieramy parę wizytówek. Idziemy do hotelu Princess Sahme, nasz bagaż cały czas tam jest:) zastanawiamy się, czy nie zostać na noc w Stone Town i nie pojechać na wybrzeże dopiero rano (będzie tańszy transport, shared taxi, ok. 10$ od głowy), ale spacer po ciemnym mieście powoduje, że chcemy stąd jak najszybciej wyjechać. Trafiamy na lokalny targ, coś jemy, ale słabe to strasznie (generalnie lokalny street food jest tu paskudny, jakiś taki prosty i przykurzony), poprawiamy ananasem za 3k szylingów i zamawiamy taxi. Koszt 25$, kierunek Jambiani, czyli wschodnie wybrzeże.