W drodze powrotnej do Gori zaliczamy jeszcze prywatną wytwórnię wina, jest degustacja, na stół wjeżdżają sery, chleby, sałatki, nawet dobrze, bo trochę zgłodnieliśmy. Najedzeni kupujemy na koniec dwie butelki, bo więcej nie będziemy dźwigać. Co prawda chcą za degustację jakąś kaskę, ale widząc nasze zdziwienie nie nalegają, więc coś tam dokładamy do wina, wszystko w miłej i sympatycznej atmosferze.
W Gori jest aleja Stalina, plac Stalina i oczywiście muzeum Stalina, największa atrakcja miasta. Bilety w sumie 22l (po 10l od dorosłego i po 1l od ucznia), sporo eksponatów, zdjęć, nawet maska pośmiertna dyktatora. Dla mnie interesujące, ale młodzież się wynudziła.
Taksówkarz odwozi nas na drogę do Tbilisi, łapie marszrutkę i umieszcza w środku. I to mimo, że nie skorzystaliśmy z jego zawiezienia nas do Tbilisi za kolejne 70l. Generalnie marszrutki chodzą tu co kilka minut, wystarczy wyciągnąć rękę. Inna sprawa, że często się w ogóle nie zatrzymują, ale to dlatego, że nie mają wolnych miejsc. Bilet do Tbilisi z Gori - 5l od łebka.