Najlepsze śniadanie, jakie do tej pory jedliśmy w Gruzji, pakowanie i idziemy do marszrutki, kierunek Tbilisi. Za 4 osoby + śniadanie zapłaciliśmy u Mai 140l i z powodzeniem możemy polecić to miejsce, miło i sympatycznie.
Nie spieszymy się zbytnio i łapiemy marszrutkę dopiero o 11-ej. Koszt: 10l od głowy, za taxi chcą 80l. Busik oczywiście pełny, droga monotonna, chociaż widoki niezmiennie rewelacyjne.
Trzy godziny lądujemy na dworcu Didube. Nie wiem, czy już pisałem, ale jest brudny, zakurzony, zatłoczony - mało sympatyczne miejsce. Nasz poprzedni hotel jest tuż obok, ale tam nie idziemy po aferze z ręcznikiem. Kierujemy się do centrum, ale najpierw potrzebujemy jakieś wi-fi, żeby coś zarezerwować. Nie zauważyłem tego wcześniej, ale w Tbilisi jest ogólnodostępne, darmowe wifi, nazwa sieci Tbilisi loves you. Na peronie raz-dwa łapię jakiś tani hostel na Booking w centrum, przy placu Wolności, minutę od stacji metra, Koszt 80lari + 20 za śniadanie. 20 minut później jesteśmy na miejscu, krótki odpoczynek i idziemy obejrzeć miasto za dnia. Z Pl. Wolności do mostu Wolności (tzw. podpaska), po drodze coś jemy, standardowo chaczapuri standardowe i po adżarsku z masłem i jajkiem - niezłe jak zwykle. Potem do kolejki a że nie ma ludzi, do wagonika i za chwilę jesteśmy przy pomniku Matki Gruzji, który góruje nad miastem. Koszt wjazdu na górę to 1l, płatne tymi samymi kartami co do metra. Z góry widok na całe miasto, wspomniana już Matka i jakieś ruiny. Pan z błyszczącego Mercedesa klasy E sprzedaje butelkowaną wodę:)
Wracamy, jakieś pamiątki, lody w polskiej lodziarni przy Pl. Wolności, przed wejściem siedzi pan (właściciel), zagaduje, pytamy jak dojechać do Batumi, sugeruje autokar, koszt podobny do marszrutki, ale standard lepszy. Dobry pomysł, wracamy do hostelu, żeby to sprawdzić. Niestety, Internet słabiutki, trochę to trwa, ale po sprawdzeniu okazuje się, że na 9:00 nie ma już miejsc, na 10:00 zostały trzy, dopiero 12:00 jest ok, ale to dla nas za późno. Co ciekawe, przy zakupie pojawia się plan autobusu, z zaznaczeniem, gdzie siedzi kobieta a gdzie mężczyzna i informacją, że mężczyzna nie może kupić miejsca obok kobiety. Vice versa pewnie też. Próbuję jeszcze pociąg, ale za krótko do odjazdu i też już nic nie można kupić. Cóż, zostaje nam marszrutka...