Po naleśniku bananem na śniadanie zmieniamy miejsce, kilkaset metrów dalej, trochę na uboczu, Samesame Bungalows. Też chatka z bambusa, ale o wyższym standardzie, Koszty trochę wyższe (było 120k, teraz 215k, czyli 30zl / 70zl), ale o niebo lepiej, cisza i spokój. Tylko wifi reglamentowane do 1GB na dobę. Bierzemy skuter (50k za dobę, czyli 15zl, 1 litr paliwa 8k-2,5zl) i jedziemy na plażę. Tjeździmy po okolicy, trochę błądzimy, zero oznakowania, najpierw trafiamy na jakąś puściutką, bez żadnego człowieka plażę a potem na najładniejszą podobno tutaj Aa XXXXX. Przed plażami zwykle jest szlaban i pobierają opłaty, nie wiadomo za co, ale wszyscy płacą. Tutaj wjazd kosztuje 10k, miejmy nadzieję, że przynajmniej przypilnują skutera. Otoczenie bardzo ładne, ale niestety na plaży lekki syf, śmiecie, itd. W wodzie podobnie, z daleka uroczo turkusowa, ale pływają w niej różne bałagany, jest mało przejrzysta i często kamienista. Poza tym ok, może poza nagabującymi nas ciągle sprzedawcami bransoletek, chust, ananasów i lodów. Ale generalnie relaks. Pyszna indonezyjska kolacja i decyzja, że zmieniamy miejsce, nic tu po nas.