Pobudka ok. 5-ej, jest jeszcze ciemno, niestety, na niebie cały czas lekkie chmury, z podziwiania wschodu słońca raczej nici. Za jakieś pół godziny siedzimy na wielbłądach i wracamy. Jest ciemno, tylko księżyc świeci, dookoła piaszczyste wydmy. Robi się coraz jaśniej, wschodzi słońce, jest przepięknie. Wielbłądy doczłapują się do bazy, jest śniadanie (raczej mizerne - dwa marne naleśniczki i jak zawsze chleb, do tego dżemy i miód). Całe szczęście udaje nam się wziąć prysznic i opłukać z piachu.
Parę minut po ósmej już siedzimy w busie, do Marrakeszu 700km, czyli z postojami jakieś 12h drogi. Kilka postojów, w tym jeden dłuższy na lunch (obok tego miejsca, gdzie spaliśmy dzień wcześniej) i o jakiejś 19:30 jesteśmy z powrotem w Marrakeszu. Po drodze coś jemy, w końcu pizza, mamy już dosyć marokańskiego tajine i zmęczeni lądujemy w hotelu.