Mieliśmy wyjechać o 4 rano, ale jak zawsze nikt się tu nie śpieszy. Ostatecznie wyjeżdżamy trochę po 5-ej. Po jakiejś pół godzinie mamy do czynienia z pechem nr. 1 - wpadamy w ogromną dziurę i łapiemy gumę. Wymiana przebiega dosyć sprawnie, w międzyczasie wschodzi słońce i jedziemy dalej. Cała droga do Bekopaka, skąd jest wejście do parku narodowego Tsingy ma jakieś 100km, ale jest w tragicznym stanie, założenie jest takie, że nasza terenówka ma ją pokonać w 4h. Droga faktycznie jest ekstremalna, off road po bandzie, ale prawdziwy hardkor zaczyna się mniej więcej w połowie, do ogromnych dziur dochodzą bajora i błoto. Czasami kierowca zatrzymuje się, by organoleptycznie sprawdzić podłoże, brodzi po kolana w wodzie. Pierwszy raz utykamy w jakiejś błotnej kałuży, ale z pomocą jakichś lokalsów udaje nam się wydostać.
Ale następnym razem już nie jest różowo, przetrwaliśmy kilkudziesięciometrowe bajoro, podczas przejazdu woda prawie podeszła pod szyby i nawet się trochę wlała do środka, ale w końcu utknęliśmy na dobre. Do Bekopaka już nie jest daleko, około 3km, pojawiają się jacyś ludzie, pomagają (później okazało się, że za kaskę), ale nie dają rady. Jak piętnastu chłopa nie może wypchnąć auta z błota, to nie jest dobrze. Czekamy, czekamy, upał, w końcu decyzja, że idziemy dalej piechotą. Fajnie, coś się dzieje, tylko oczywiście upał straszny.
Dochodzimy do rzeki, dosyć szeroko, musimy się przeprawić pirogą, podpływa jakiś młodzian, ale tak niestabilną, że nawet nasz przewodnik rezygnuje. Bo rzeka dosyć szeroka. Dopiero dwie połączone pirogi zawożą nas na drugi brzeg. Tutaj kolejne 2-3 km dreptania do hotelu, więc jak dochodzimy mamy już dosyć. Na miejscu standard, do którego zaczynamy się przyzwyczajać: brak prądu i bieżącej wody. Jemy, zimne piwko i już jest lepiej.
Około 15-ej idziemy do parku narodowego Tsingy, to podobno najładniejszy park na Madagaskarze. Niestety, ze względu na warunki pogodowe (pora deszczowa) nie mamy się jak dostać do Big Tsingy i musimy się zadowolić Small Tsingy. Interesujące formacje skalne, ok. 3h spaceru. Niestety, słońce tak daje po oczach i dodatkowo ilość kilometrów, którą już zrobiliśmy powoduje, że nie mam z tego zbyt dużej przyjemności. Przewodnik szuka dla nas lemurów, ale bez sukcesu. Jak powiedział, jesteśmy pierwszymi turystami w tym roku. Do kwietnia trwa wspomniana wcześniej pora deszczowa i dopiero potem zaczyna pora sucha i sezon turystyczny. I drogi są bardziej przejezdne. Z Tsingy do Belo jest drogą 100km, skrótem o 30km mniej i jak ktoś ma coś do załatwienia w mieście, to idzie tam na piechotę. Takie życie.
Zrąbani wracamy do naszego hoteliku, zamawiamy coś do jedzenia a nikogo od nas nie ma, pewnie walczą z autem. W końcu przychodzą, wymęczeni, samochód udało się wyciągnąć z błota, chociaż w międzyczasie padł akumulator. Wszystko dzięki pomocy miejscowych, którzy jednak nie robią tego za darmo, skasowali 90.000, czyli jakieś 90zł. Pozytyw taki, że mamy jak jutro wrócić.
Korzystając z nowej karty SIM (Airtel nie działa) ściągam pocztę i dostaję maila od Tripsty, że lot Madagaskar - Seszele z 18.03 jest odwołany, proponują przebukować termin na 16.03 (nie zdążymy) lub na 24.03 (to oznacza, że musielibyśmy spędzić tu kolejny tydzień, potem lot na Seszele i następnego dnia powrót do Wawy. Żadna z tych opcji nie jest dobra. Znajduję jakieś połączenia z przesiadkami, przez Nairobi, Addis Abeba, Mauritius i odpisuję Tripscie, żeby jako firma, za pośrednictwem której kupiłem bilety jakoś to ogarnęli w porozumieniu z Air Seychelles, które beztrosko odwołały lot. Zobaczymy, co będzie.