Ostatni dzień, najpierw skuterem jedziemy na tzw. Bobbi Beach, na wschodzie wyspy. Po drodze wpadamy do Coral Beach, prowadzonego przez hiszpańsko-indonezyjskie małżeństwo. Gadka o biznesie w Indonezji przy herbacie. Bobbi Beach fajna, ładny piasek, niestety sporo śmieci, które przypłynęły morzem. Przychodzi Bobbi, to chyba jego plaża, tłumaczy, że codziennie starają się utrzymać czystość, faktycznie dwie kobitki zamiatają i zbierają śmiecie, delikatnie prosi o dofinansowanie w wysokości 10k od głowy. Oczywiście płacimy, zamawiamy też kokosa, itd. Na obiad do Amore, chyba na jedyne gado-gado w okolicy, smaczne, ładnie podane w ładnych okolicznościach przyrody. Po drodze na Sunset Beach jest jakieś wzgórze, podobno z ładnym widokiem, podjeżdżamy, ale znowu chcą kasę, więc rezygnujemy. Co ciekawe, przed Sunset Beach ustawiło się dwóch cwaniaków i też chce kaskę za wejście, mają nawet jakieś bilety. Gdyby nie fakt, że byliśmy tu kilka razy, może byśmy się nabrali. Póki co wyśmiewamy ich i mamy okazję po raz pierwszy (i na ten moment ostatni) obserwować ładny zachód słońca. Jemy bakwan i do domu, pakowanie, itd.