Śniadanie, basen, check-out, dzisiaj w planie Kanion Antylopy, dolny, bilety kupione za 145$ ze dwa miesiące temu. Mamy termin na 13:45, ale tu są jakieś straszne zawirowania z czasem, jesteśmy na granicy dwóch stanów: Utah i Arizony, każdy z iPhonów pokazuje inny czas:)
Więc zapobiegliwie jedziemy wcześniej, żeby się zorientować, to blisko, 10 minut autem. Zagadaliśmy i udaje się wejść wcześniej, to dobrze, bo im będzie lepsze słońce i lepsze widoki. Ale pogoda i tak jest świetna, błękitne niebo, itd.
Dostajemy bilet, formują z nas kilkunastoosobową grupę, z dzieckiem tylko my. Zakaz wnoszenia toreb, tylko aparat, ewentualnie woda, nawet cofają jakąś Niemkę, która miała nieduży piterek. Kilkaset metrów, przewodnik coś opowiada, nie za bardzo słyszymy, bo my na końcu:)
Schody w dół, niektóre dosyć strome, ale dziecko daje radę i jesteśmy na dole. Cudne to wszystko, naprawdę, co mogę powiedzieċ. Mimo, że jest grupa za grupą, wszystko dosyć dobrze zorganizowane i nawet nie czuć presji czasu. Może dlatego, że my z dzieckiem i idziemy na końcu. Kolejna grupa depcze nam po piętach, ale i tak mamy czas, żeby pstrykać zdjęcia. Przewodnik też pomocny, mówi, jak ustawić się do ujęcia, itd. Nie chciałoby się wychodzić, ale kończymy, schody w górę i wychodzimy na pełne słońce. To było fajne przeżycie.
Chcemy jeszcze zajrzeć na plażę jeziora Powell, wstukuję w nawigację, jedziemy mostem i w prawo. A tam kolejka i budka ze strażnikiem. Tak, wjazd kosztuje, 30$ od auta. Chcemy zrezygnować, ale karta American the Beautiful tu działa i wjeżdżamy. Który to już raz, ale znowu niezłe widoki, łódki, domki, wczasowicze. Parkujemy przy plaży, na dół i jesteśmy na plaży. Trochę ludzi, woda zimna i jakaś taka niezbyt czysta. Słońce grzeje, chillujemy, potem jakieś zakupy na drogę i ruszamy. Przed nami 2,5h drogi do parku narodowego Bryce.