Dzisiaj znowu dzień relaksu, chociaż w międzyczasie podjechaliśmy tuk-tukiem do Fortu Aguada, pozostałości po Portugalczykach. Na wzgórzu, kiedyś bronił terenów przed obcymi, teraz porośnięty trawą stanowi jedną z niewielu atrakcji turystycznych Goa. Ciekawy jest fakt, że Indie odzyskały niepodległość w 1947, ale Goa cały czas było pod protektoratem Portugalii, zostało im odebrane siłą i włączone do Indii dopiero w 1961 roku.
Te ślady po Portugalczykach widać głównie w architekturze domów i kościołów, z tym, że wygląda na to, że przy tych budowlach od lat 60-tych nikt nic nie robił pozwalając im popadać w ruinę. Jeżeli już widać, że ktoś coś działał w temacie, to niestety ograniczyło się to do krzywych przybudówek, które psują kształt całości. Szkoda. Kiedyś musiało być tu ładnie.
Dzień jakiś nieszczególny, rano padało do 11-ej, potem też kilka razy. My jak standardowi turyści: plaża, kolacja, zakupy. Wieczorem fundujemy sobie tatuaże z henny (chociaż to raczej rysunki). Trzeba przyznać, że kobieta, która to rysuje jest prawdziwą artystką.
No i pakowanie, bo jutro wyjeżdżamy.