Pociąg o 5:55 z głównego dworca kolejowego Hualaphong, wcześniej kupuję trochę wody i po kanapce. Pociąg ok, tylko tak jakby trochę ciasno, ale biorąc pod uwagę koszt biletów (48b, czyli poniżej 5 zł) i fakt, że mamy miejsca siedzące, nie można narzekać. Pociąg stopniowo się zapełnia i sporo osób, niestety, musi stać. Na miejsce do Aranyaprathet przybywamy ok. 12:30, czyli jakąś godzinę później niż zakładałem. Tuk tukiem do Poispet, na granicę z Kambodżą. Oczywiście chcą nas wrobić w lewą wizę, ale naczytałem się o tym, więc wydaje mi się, że będę sprytny. Ale trafiliśmy na profesjonalistów, wiza kosztuje 20$, ale jak się okazuje potrzebne jest do niej zdjęcie, którego nie mam. Dodatkowo zmylił mnie fakt, że wszyscy stojący w kolejce faktycznie ściskali w ręku swoje zdjęcia. My, ponieważ ich nie mieliśmy, zapłaciliśmy 100b. Problem z tym, że na wizie nie ma zdjęcia:)
Cóż, nic takiego, z wizą w paszporcie wjeżdżamy do jednego z najbiedniejszych krajów na świecie...