Samochód to trochę zdezelowana Toyota Land Cruiser z podnoszonym dachem, specjalnie na safari, ale najważniejsze, że w środku luzik, nas dwoje + kierowca a miejsc jest 7. Po drodze zahaczamy jeszcze o dom naszego kierowcy, kupujemy wodę na drogę i już. Duża część drogi to straszne zakurzone wertepy, mijamy rozświetlone, pełne straganów, sklepików i ludzi wioski. Wszyscy oczywiście na zewnątrz, gadają, handlują, spędzają czas razem. I tym się różnią, na naszą niekorzyść, od Europejczyków. Ale podróż strasznie się ciągnie, miało być 5h, ale na miejscu, w campie przy wiosce Mikumi jesteśmy grubo po 7h, ok. 1 w nocy. Czekają na nas dwie osoby obsługi, ciepła zupa i herbata. Dookoła ciemność i niesamowite odgłosy z buszu, jakieś świerszcze, cykady i nie wiadomo, co jeszcze.