Plan na dzisiaj to Wielki Mur, ale nie w formie zorganizowanej, tylko indywidualnej. Trzeba dojechać do stacji metra Huoying i stamtąd pociągiem S2 do Badaling. Całość tanio, bo 5j za metro i chyba 6j za pociąg, wszystko od głowy w jedną stronę. Przynajmniej teoretycznie:)
Oczywiście zasypiamy, po drodze jeszcze wymiana $ w banku (15 minut) i w końcu jedziemy do Huoying. Stamtąd szybko do stacji Huagtudian, skąd odchodzi S2. Chcemy złapać pociąg o 11:06, bo następny dopiero o 13:00, więc wszystkie odległości pokonujemy niezłym sprintem. A jest gdzie biec, bo przy każdej przesiadce np. na stacji Dongzhimen do pokonania jest lekko licząc 500-800m. Zdyszani wpadamy na Hugtudian ok. 11-ej, szczęśliwi, że się udało. A tu niespodzianka - bilety na pociąg wyprzedane, okienko zamknięte, następny pociąg za 2h. To wszystko wiemy od białasów, którzy też się nie załapali na pociąg, bo oczywiście żadnej informacji nie ma. Coś tam jeszcze próbujemy walczyć, bez skutku, przychodzi jeszcze jakaś parka z Europy, mówimy im, że słabo...
Ale Chińczycy to przedsiębiorczy naród, podchodzi jakiś koleś i oferuje nam kurs autem do Badaling. Oczywiście na migi i z wykorzystaniem kalkulatora. Obrotny Włoch przejmuje negocjacje i nawet nieźle mu idzie: początkowe 800j zbija do 300j za kurs w jedną stronę. Więc jedziemy, spora Toyota z klimą. Kierowca sympatyczny, angielskiego nie zna ni w ząb, ale ma nieśmiertelną aplikację i za jej pośrednictwem prowadzimy dalsze negocjacje. Straszy nas, że pociągiem nie wrócimy, bo też będzie problem z biletami, w końcu staje na tym, że za 500j mamy kurs w obie strony i jeszcze zboczymy gdzieś, żeby obejrzeć grobowce dynastii Ming. Do Badaling jest jakieś 40km, więc jesteśmy dosyć szybko. Kilometrowy spacer do kas, tam ogromna kolejka, stoimy chyba z pół godziny, płacimy po 40j i idziemy na Mur. Ludzi oczywiście masa, głównie Chińczycy, dużo starszych osób. Mur ciągnie się w lewo i w prawo, my idziemy na prawo i już nigdy nie dowiemy się, co jest po lewej stronie:)
Mur naprawdę robi wrażenie, jeszcze gdyby tu nie było tyle ludzi. Bo Chińczycy jako turyści są mocno niezorganizowani - nie przestrzegają kolejek, idą obiema stronami, nagle się zatrzymują, itd. Więc jakoś się przedzieramy od wieży do wieży, schodami w dół i w górę. Po deszczu musi tu być niezła masakra, bo sporo jest powierzchni bez schodów, za to ze spadkami, raz w górę, raz w dół. Pochodzili, popatrzyli, zdjęcia porobili i wracają.