W Foz oczywiście pada, jakżeby inaczej. Zagaduję do kolesia z agencji turystycznej na lotnisku i na szybko ustalamy plan: wodospady po stronie brazylijskiej, argentyńskiej, tama wodna Itaipu i jakieś zakupy w Paragwaju. Wszystko fajnie, ale za wszystko trzeba oczywiście słono płacić. Z tym, że ja tu już 3 lata temu i wiem, że dedykowany transport z brazylijskich wodospadów za 95reali od głowy nie jest potrzebny. Koniec końców kupujemy u niego transfer do hotelu za 60reali.
Prognozy są słabe, ale chwilowo przestało padać, przebieramy się i jedziemy oglądać wodospady. Taxi z centrum miasta kosztuje 50-60 reali (według wskazań licznika). Wejście to 65 reali, busik, spacer, zdjęcia, jest fajnie. Oczywiście wszędzie chlapie woda i jak zwykle jesteśmy mokrzy. Z tym, że nie ma słońca, żeby się wysuszyć.
Nieźle głodni wracamy do Iguazu, taxi podwozi nas do jakiejś włoskiej knajpy, gdzie bierzemy zestaw różnych potraw za ok. 60reali i oczywiście nieśmiertelną capirinhę. Nawet fajnie, ale poszczególne potrawy są wnoszone tak szybko, że jedzenie można porównać do wyścigu.