Nic nowego, rano pada. Wczoraj zamówiliśmy taksówkę, która ma nas zawieźć do Argentyny, na drugą stronę rzeki, gdzie również są wodospady. Koszt 200 reali. Faktycznie odbywa się do dosyć sprawnie w porównaniu do transportu publicznego, którym jechałem poprzednio. Przejeżdżamy granicę, stempelki w paszporcie i taxi wysadza nad przy wejściu do parku. Wcześniej, jeszcze w Brazylii zaliczyłem kantor, gdzie wymieniłem część waluty na argentyńskie pesos, bo wejście do parku jest płatne gotówką i tylko w peso. Ale niestety w kantorze mieli błędną informację o cenie wejścia i nie wystarcza mi na 4 bilety po 500 p. Obok jest kantor, ale nie działa, fajnie. Całe szczęście na terenie parku jest drugi, więc kupuję jeden bilet, wchodzę do środka i po przeprawie z maszyną mam już pieniądze.
Zaczynamy od Gargantua del Diablo, podjeżdżamy kolejką, potem spory kawałek kładkami (deszcz pada, ślisko), ludzi sporo, jakieś wycieczki, i to mimo paskudnej pogody. Ale wrażenie super.
Wracamy i jeszcze spacer dwoma pozostałymi trasami, poprzednio tu nie byłem, bo zabrakło czasu. I nie wiem, czy nie wygląda to lepiej niż Gargantua, która mimo, że największa, to mało co widać, bo wszędzie piana i mgła od tryskającej wody. Za to tutaj piękne, szerokie wodospady, do których można podejść w zależności od wybranej trasy, od dołu lub z góry. Nie chcę się powtarzać, jest super, gdyby tylko nie ten deszcz, na zmianę pada średnio mocno lub mocno. Z wyjątkiem sytuacji kiedy po prostu leje, jak z cebra.
Wracamy oczywiście przemoczeni, w butach kolejny dzień chlupie woda.