Idziemy na śniadanie do knajpy w pobliżu, ceny też raczej wysokie, płacimy ok. 70zł od głowy. Inna sprawa, że kawa dobra a kanapki na ciepło i naprawdę porządne. Nie mamy specjalnego planu na Limę, szwendamy się tu i tam, park Kennedy’ego, idziemy nad morze. Albo raczej nad ocean. Z tym, że ciężko tam dojść, budynki kończą się na dosyć wysokim wzgórzu, zejścia nie widać, na dole szeroka ulica i morze. Mijamy fajnie wkomponowane w skały centrum handlowe i w końcu znajdujemy drogę w dół. Jeszcze tylko przejście przez trasę szybkiego ruchu (pasów brak, chodnik się kończy) i już jesteśmy na plaży. Mocno kamienista, ludzi mało, spacerem dojść tu trudno, raczej tylko autem. Na wzgórzu ciągną się apartamentowce, jedno starsze, drugie nowsze.
Obiad albo raczej kolację jemy w Chilli’s, trochę jakby sieciówka i fastfood, ale smacznie.