Na śniadanie idziemy do typowo tajskiej knajpy, wybieramy po zdjęciach, jakieś zupy z makaronem i kurczakiem. Lekkie i tanie. Za cztery dania, przystawki i napoje płacę jakieś 350 baht. Check out i chill out na hotelowym basenie. Taxi na lotnisko zamawiam przez recepcję na 13:30, ale jak schodzimy, to jeszcze jej nie ma. Potem okazuje się, że próbują zamówić przy nas, taxi brak, zamiast 350 baht będzie drożej, itd. Mogliśmy pojechać busem, ale recepcjonista sugerował taxi, cóż, niesmak pozostał...
Na lotnisko Don Mueng straszne zamieszanie, tłumy ludzi, do odlotu do Rangoon mamy co prawda dwie godziny, ale kolejka do odprawy Air Asia ciągnie się niemiłosiernie, stoi w niej z kilkaset osób. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Po pół godzinie jesteśmy niewiele bliżej, więc zagaduję i jakoś wpuszczają nas bokiem, innych lecących do Rangoon zresztą też. Przy okienku niemiła niespodzianka: chcą wizę, my nie mamy. Fakt, nie sprawdziłem tego wcześniej:(
Okazuje się, że w Myanmar nie ma czegoś tak jak visa-on arrival, próbuję kupić on-line, niestety, okazuje się, że trzeba na nią czekać kilka dni. Hmmmm, chyba nic z tego nie będzie. Odwołuję hotel w Rangoon i myślę, co dalej robić z tak miło rozpoczętym dniem. Wylot na Phangan mamy dopiero za kilka dni i nie chce nam się spędzać tego czasu w Bagkoku. Odwiedzamy po kolei wszystkie trzy stanowiska sprzedaży biletów: Air Asia, Nok Air i Thai Lion w celu zakupu jakichkolwiek biletów i wyjechania gdziekolwiek. Najdroższa okazuje się Air Asia, pewnie dlatego, że wylot tuż-tuż. Nie, nie polecimy do Phnom Pehn za 700€ ani do Hong Kongu za 900€. Zresztą wszystkie zagraniczne loty dosyć drogie. W końcu na placu boju zostają trzy destynacje, wszystkie w Tajlandii: Phuket, Chiang Mai i Chiang Rai. Wybieramy ostatnią, bo to jedyne miejsce, w którym jeszcze nie byłem. Lot Thai Lion jest niebawem, w cenie jest bagaż do 10kg, my mamy dwie walizki po 20kg, ale pakujemy się do podręcznych, wszystko nadajemy i jakoś się mieścimy w limicie.
Jemy drogo i mało smacznie na lotnisku, samolot spóźniony jakieś pół godziny.