Niezapowiedziane śniadanie w hotelu, przy rezerwacji przez Agodę nie było o tym słowa. Raczej skromne, ale lepszy rydz niż nic: toasty, dżem, kawa, herbata, nawet jabłko. W necie wypatrzyliśmy jakieś nowojorskie bajgle z tradycjami, blisko, więc idziemy, Russ&Daughters. Sporo ludzi, robią zdjęcia, bajgle bardzo smaczne, lekki zgrzyt to cena (ok. 20$), cóż, chyba się trzeba przyzwyczaić
Kierunek T-Mobile, żeby kupić e-sim do Interentu. Obsługa sprawdza i sprawdza, ale w końcu mówią, że nasze telefony (iPhone 13 i 16) nie mogą mieć wirtualnej karty, tylko fizyczną. A takiej nie chcę, bo musiałbym wyjąć swoją. Więc 50$ wydamy gdzie indziej. W najbliższym Starbucksie przy matchy kupuję pierwszą lepszą kartę e-sim, 10GB na 15dni za 13$. Trochę mało, ale najwyżej potem dokupię. W porównaniu z T-Mobile to połowa ceny.
Idziemy na Times Square, tutaj się dzieje, ludzie, głośno, zamieszanie, wizyta w M&M Store, nie obyło się oczywiście bez zakupów, idziemy do Central Parku, po drodze kupujemy pizzę w lokalu z kolejką, więc chyba dobrym. Na trawie w parku jemy, wszędzie dookoła siedzą ludzie. Jesteśmy z dzieckiem, więc zaliczamy dwa place zabaw, przy okazji Dakota House, gdzie mieszkał i obok miejsce, gdzie został zastrzelony John Lennon. Jakaś kapela gra jego utwory, tłum, ciężko się przecisnąć. Na jeziorku wiosłują na łódkach, wszędzie ludzie, ludzie, ale przynajmniej nie ma tego zgiełku. Dużo biegaczy, rowerzystów i dorożek. Mijamy zoo, ale już zamknięte, więc nie zobaczymy pingwinów z Madagaskaru.
Nad południową częścią góruje najwyższy (i pewnie najcieńszy) apartamentowiec świata, Central Park Tower, jak wyczytałem jest tam 176 luksusowych apartamentów.
Wychodzimy z Central Parku, idziemy Piątą Aleją, butiki, Wywalony w kosmos Apple Store, Plaza Hotel, Tiffany, Luis Vitton, Trump Tower, takie tam. Zaglądamy do kilkupiętrowego Nike, przed Rockefeller Center jakieś zamieszanie, grają, itd. Wracamy na Times Square bo już ciemno, dziecku w międzyczasie skończyła się bateria i zasnęło w wózku a tu niezły rozgardiasz. Wieczny tłum, neony, jasno jak w dzień, ciężko się przecisnąć. Zmęczeni tym wszystkim maszerujemy do hotelu, dobrze, że blisko. Po drodze próbujemy gdzieś nabyć wodę gazowaną, nie jest ani łatwo ani tanio:) Tak w ogóle, to mam wrażenie, że woda jest w cenie słodkich gazowanych napojów, za półtora litra trzeba zapłacić 3-4 dolary, a gazowana to rarytas normalnie.