Śniadanie w hotelu, tym razem są nawet bajgle, przed wymeldowaniem chcemy jeszcze skoczyć na miasto. W programie: Bryant Park - rozkładają stragany, będzie jakiś pchli targ, biblioteka publiczna - ostatecznie nie wchodzimy do środka, bo tłumek, a my z wózkiem, jakieś kontrole, itd, Grand Central - bryła i wnętrze super. Musimy już wracać, więc nie dochodzimy już do mojego ulubionego Chrysler Building. Trochę po 11-ej wpadamy do hotelu, check-out i chcemy iść. Krótka gadka z recepcjonistą (Hindus) i okazuje się, że mieszkał w Wawie i bardzo miło wspomina.
Wiedziony nostalgią pozwala nam za darmo zostawić walizki (standardowo taka usługa kosztuje 10$ od sztuki). Więc tylko z wózkiem idziemy do Vessel, to w zasadzie obok. Trochę kropi, raz mniej raz więcej, oglądamy dookoła tą dziwaczną konstrukcję, z biletami za wejście chyba za 12$. W którymś z wieżowców obok jest The Edge, kolejne must-see, taras z widokami na Manhattan, ale to już zupełnie odpuszczamy. Przechodzimy przez pobliskie centrum handlowe, butiki raczej ekskluzywne marki i idziemy dalej przez Hudson Yards i potem Chelsea. Okolica fajna, dosyć spokojna, fajne niskie kamieniczki. Kanapka w Hudson Market (14$), czekamy bo pada mocniej, potem w kolejce po ciastka w Crumbl, 4szt za 23$, spore, nie daliśmy rady zjeść wszystkich. Wracamy do miasta, znowu zgiełk, mijamy kolejne aleje: 8, 7, 6 i przy 5 przy przecięciu z Broadway”em podziwiamy Flatron Building, niestety chyba coś remontują, bo w rusztowaniach. Obok sklep Lego, więc spędzamy tak trochę czasu. W Madison Square Park jakaś hinduska impreza, scena przemówienia, tłumek w turbanach i sari. W międzyczasie odbieram maila, że nasz wylot o 19:00 jest zmieniony na 21:17, więc nie śpieszymy się zbytnio. Ale kolejny mail i lot ma być o 19:40, więc wracamy po walizki.
Przypadkiem napotykamy się na Friends Experience, pijemy kawę, robimy zdjęcia na pomarańczowej kanapie. Obsługa w hotelu się zmieniła, ale kasy za przechowanie nie chcieli, miło:)
Ciężko mi się połapać w tych informacjach, jak dojechać na lotnisko w Newark, Google Maps raz mówi tak, raz tak. W końcu decyduję się na pociąg z Penn Station. Tu lekkie zamieszanie, bo mamy wózek, potrzebna winda, poza tym to duży hub komunikacyjny, ale jakoś kupuję bilety (33$ za dwie osoby, dziecko gratis) i jesteśmy w pociągu. Na marginesie, są one słabo przystosowane do wózków i walizek, ciasne przejścia, itd. Potem przesiadka na AirTrain i jesteśmy na lotnisku Newark, nawet szybko poszło.
Na lotnisku jakaś bonanza, wszystkie lokalne loty opóźnione, nic nie wiadomo. Czekamy, dobrze, że jest mini plac zabaw. W końcu informacja, że odlot o 20:41 i nawet pakują nas do samolotu. Ale stoimy na pasie ponad godzinę i opóźnienie dochodzi do 3 godzin.
Samolot mega niewygodny, siedzimy w trzecim rzędzie i akurat w tym rzędzie są zamontowane na stałe podłokietniki, masakra.
To był długi dzień…