Pogoda mizerna, zapowiadają opady, jakieś śniadanie na dzielni, sprzedawczyni nawet nie mówi po angielsku, znowu jedziemy na dół Manhattanu. Idziemy do promu na Staten Island (darmowy), jest trochę ludzi, płyniemy. Widoki na Manhattan i Statuę słabe, jest mgła. Krótki spacer po wyspie, zaraz na wejściu są outlety, znowu jakieś zakupy, nie idziemy w głąb wyspy bo trochę kropi, wracamy. Największy deszcz przeczekujemy na stacji promu na Manhattanie, kawa w Dunkin Donuts. Sprzedawca daje nam w prezencie ciastko dla płaczącego dziecka:)
Byk na Wall Street i kolejka do zdjęć, przed nieustraszoną dziewczynką przed gmachem giełdy prawie nikogo. Idziemy w górę, City Hall, Jenga Tower na rogu Church i Leonard - ale to jest fajne, na Brodway'u sporo galerii, wyrychtowane towarzystwo przechodzi z jednej do drugiej, gdzieniegdzie kolejki. Knajpy pełne ludzi, w końcu piątek, dzieje się. Z jednej strony galerie i roześmiane grupki entuzjastów sztuki a z drugiej grupy czarnych sprzedają torebki LV. Na płachtach i jak przejeżdża policja to zwijają się w moment. Idziemy do straży pożarnej Ghostbusters (N Moore Str), jakiś McDonald po drodze i herbata (toaleta tylko dla klientów) i do budynku z Friends (Bedford Str). Widzę jakieś kino, przed wejściem kolejka, generalnie miasto żyje, ludzie się kręcą. Wracamy linią C z Canal Str.